Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/574

Ta strona została skorygowana.
553
LISTY Z MOKOTOWSKIÉJ ULICY.

plantacye trzciny cukrowéj i bawełny, rozciągające się na kilka mil od brzegów, daléj wytworne domy plantatorów, a w oddali, jak oko dojrzy, szeroką ławę lasów dziewiczych, których część tylko słaba została wykarczowana i dała z pod siebie te grunta niesłychanéj żyzności; mieszkańcy, wyjąwszy niewolników, są po większéj części pochodzenia francuskiego, mówią po francusku, wyznają wiarę katolicką; miejscowości są w tym języku ponazywane. Francya może utracić swą posiadłość jak Kanadę, jak wyspę Ś-go Maurycego, może je sprzedać jak Luizyanę, ale nie może przeszkodzić, by mieszkańcy tych krajów sercem i obyczajem pozostali przy niéj i z Anglo-Saksonami zbliżyć się nie umieli.
„W Luizyanie zamieszkuje naczelny wódz stanów południowych Beauregard, jeden z najmajętniejszych właścicieli, prawdziwy Cincinnatus, człowiek bardzo dobrze wychowany i miły (tekst mówi gentilhomme distingué), jeden z najlepszych artylerzystów Stanów Zjednoczonych, który dał dowody talentu w wojnie z Meksykiem i był zdaje się dyrektorem szkoły wojskowéj w West-Point. Znaczenie jego w Washingtonie było takie, że ilekroć przebywał na północy, mieszkał w White-House (!!).
„Z Nowego Orleanu idąc na wschód, przez Mobile, Pensacola, wzdłuż zatoki Meksykańskiéj, dosięgamy Stanu Florydy, któréj mieszkańcy są po większéj części hiszpańskiego pochodzenia, krwi gorącéj południa, mało sympatycznéj dla Anglo-saksonów; wracając na północ w stronę Atlantyku, dochodzi się do Georgii z Savannah, do Karoliny południowéj w Charlestown (miasto Karola Stuarta); tu plantatorowie są bogaci pochodzenia angielskiego, potomkowie szlachty wiernéj Stuartom, wygnani z ojczyzny za czasów Kromwella i późniéj Jerzego III, przez round heads (krągłe głowy) i purytanów energicznych i surowych, którzy z jednéj ręki biblii, z drugiéj miecza nie puszczali. Ci plantatorowie zachowali obyczaje łatwe i miłe dawnéj arystokracyi, są usposobienia wesołego, gościnni, światli, gracze namiętni, i żywią nienawiść gwałtowną dla mieszkańców północy, jako narodu dzikiego i fanatycznego. Lubią konie, mają stada piękne. Ci wszyscy wyszli do wojska z całą swą służbą, zostawując domy otworem bez obawy, na straży czarnych — wolą umrzéć do ostatniego niżdać się przemódz Anglo-saksonom północy.“
Otóż na czém autor broszury, na oko logicznie, ale jak się zdaje, nie dosyć zasadnie, opiera cały powód wojny domowéj, w któréj chce widziéć bój plemion nieprzyjaznych oddawna. Szeroki wywód niechęci różnych narodowości ku sobie, wzajem się nie znoszących i nie mogących pochłonąć, staje tu w obronie połu-