Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/585

Ta strona została skorygowana.
564
J. I. KRASZEWSKI.

lityką, uznało potrzebném, także się wmieszać do niéj. Idee naukowego i poważnego pisma w tym przedmiocie, malujące z pewnéj strony usposobienie Węgrów rozważniejszych, zbyt są ważne i ciekawe, abyśmy je, zdając sprawę choć pobieżną z żywotnych zagadnień czasu, pominąć mieli milczeniem, témbardziéj, że je podnosi dziennikarstwo niemieckie, zwracając na nie uwagę. Myśli, rzucone tu przez pana Hunfalvy, nie dla jednych Węgrów się przydadzą.
Artykuł zaczyna się w sposób dosyć oryginalny.
„Wszelkie pismo i dziennik węgierski, powiada autor, zajmuje się dziś polityką, rok 1860 zakończył to zajęcie, a z bieżącym rokiem rozpoczęto je żarliwiéj jeszcze. Stare gazety rodzą nowe w coraz wzrastającym stosunku, aby kraj napełniły sobą i owładnęły wszelką polityczną opinią, czy się ona w wodzie kryje, czy po ziemi czołga, czy w powietrzu lata. Możemyż my tylko jedni o polityce milczéć! i przez to niejako uznawać, że nie jesteśmy ciałem z waszego ciała i kością kości waszych? Aj! toby nas w końcu ledwie jako gościa uważać chciano, miasto za Magyara przyznać. Musi więc Magyar Nyi także się wdać w politykę, jak i jego niezliczeni bracia, musi, jeśli chce pozostać Magyarem.
„Magyar nasz przemawia do ludzi nauki — kraju, zatém do ludzi wybranych, którzy choćby nie douczeni i nie graduowani, na niebiosach magyarskich przecie mogą zaświecić gwiazdami!... Czytelnicy więc Magyara należą z pewnością do tego rodzaju ludzi, o których Chrystus powiada — „Wy jesteście solą ziemi, cóż jeśli sól zwietrzeje, czémże solić będą?“
Jakąż tu stworzyć politykę dla takiego publicum?
Mus ona być dwojaką, teoretyczną i praktyczną. Co się tyczy pierwszéj, w téj Magyar dwie kładzie zasady:
„Namiętność nie jest polityką“ i „prawo i obowiązek są nierozdzielnemi. Młodzież działa pod natchnieniem uczucia, toż samo wszelaki człowiek gorącego temperamentu choćby mu śnieg skroń ubielał; — ale namiętność w polityce jest zbyt jednostroną, mówi o prawach, nie widzi obowiązków. Tymczasem prawo i obowiązek do siebie się mają jak roślina do korzeni, a raczéj, oboje są dla siebie korzeniem, z którego drugie wyrasta.
Zbyt jednak często z obu stron, z dołu i z góry zapomina się o tém, że prawa i obowiązki nierozerwanym węzłem są złączone! Miałożby to zrażać od wiary w tę prawdę? bynajmniéj — prędzéj późniéj ona zwyciężyć musi i zwycięży. Cała teorya na tém się więc ogranicza, i autor przechodzi od abstrakcyi do rzeczywistości.
Jest rzeczą pewna, że człowiek rodzi się z pewnemi prawami, ale tylko jako człowiek, nie jako indywiduum. Rzeczywistym