Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/611

Ta strona została skorygowana.
590
J. I. KRASZEWSKI.

bardziéj nabiera wybitnych rysów powierzchownych, tém hałaśliwiéj się zaleca postawą i natarczywiéj narzuca czytelnikom, prawdę rzekłszy, już nieco znużonym.
Historya tego rodzaju publikacyj będzie musiała przyznać, że wielki wpływ na jego popularność wywarła tajemnicza gienealogia pierwszéj broszury, która dlatego takie uczyniła wrażenie, iż się domyślano Cezarowego w niéj natchnienia... Dziś nie raz podobne szerzą się podejrzenia, ale nikt już się na to złapać nie daje. Cezar milczy z założonemi rękami, a gdyby mu się zapragnęło Belgii, bardzo wątpię, żeby miał wystąpić tak nie w porę, jak autor zbyt wyniesionéj przez Times broszury Rzym, Cesarz i Papież. Nie mówimy o niéj tutaj, gdyż ciekawość, jaką obudza, całą dać czytelnikom nas skłoniła.
Ale tu tytuł surowy i poważny jak toga senatorska zapewne dlatego, że bezimienni twórcy tego głosu chcieli, by wyżéj nad nich szukano sprawcy, i domyślano się współpracownictwa... Gdzieindziéj broszura nie mając tak wyniosłych widoków i nadziei cały swój dowcip na okładkę wysila. Precz z klasztorami woła p. de Cayla. Jedno zabije drugie, (Ceci tuera cela) pisze bezimienny, — Cezarze! zbaw Francyą, Precz z Jezuitami! (César, sauve la France. Plus de Jésuites!) kończy inny...
Czytając tę apostrofę przeciwko zakonowi Lojoli, trochę zdziwienia opanowuje, bo nie widzimy jasno, jakby oni dziś rolę tak niebezpieczną i przeważną grać mieli? Wogóle o nich słychać, ale starym obyczajem są ludzie, co wszędzie dostrzegają masonów i wszędzie się lękają jezuitów. Dla nich te tajemnicze stowarzyszenia są jak widma co nocną porą pijanych ścigają po gościńcach. W widma jakoś się już wierzyć oduczono, w jezuitów wielu nie może, i kiwają głowami, gdy o nich mowa z głębokiém przekonaniem, że tylko ślepota na ogromne niebezpieczeństwa, z tych instytucyj wynikające, oczy zasłonić może.
Jesteśmy wcale przeciwnego zdania, duch wieku szczerbił powoli tajemne stowarzyszenia wszelkie, religijne i polityczne, i w ostatku uczynił je niemożliwemi. W czasach gdy opinia nie miała takiéj przewagi, gdy oświata nie była tak rozpowszechnioną, gdy jednostka ludzka nie całkiem wyemancypowana poddawała się chętniéj kierunkowi, nie szukając nawet jego celów, było to możliwém; dzisiaj wszystko to, co dawniéj odbywało się tajemnie, idzie jawnością; jezuici zostali zapaśnikami ostatecznych i wstecznych doktryn, ale popierać ich inaczéj jak przez pisma nie mogą, a pokątne ich działania wcale nam straszne nie są. Te narzędzia, jakich fanatyzm dawniéj używał, dziśby się nawet nie znalazły,