w to departamentu Sekwany. Majętność tych assocyacyj, wedle p. Dupin niemogąca być ściśle obrachowoną, wynosi około sta milionów, na te, które są upoważnione, a zupełnie niewiadomą summę na inne. W samym Lyonie owi jezuici autora mają posiadać majętność, któréj on ceny waha się wypowiedziéć, tak dalece jest ogromną.
Troskliwość, z jaką wylicza wszelkie mienie duchowieństwa, odejmuje wiarę cokolwiek w te cyfry, które w przerażający sposób ustawione, nic wszakże nie dowodzą.
Daléj dotknąwszy tylko niebezpieczeństw, na jakie wystawioną jest Francya z tego powodu, przystępuje do daleko groźniejszego jeszcze... do wychowania publicznego.
Zarzuca on rządowi, że na koszta oświaty poświęca zaledwie połowę téj summy, jaką rocznie na ten cel przeznacza New-York, i że z tego powodu wychowanie przechodzi w ręce jezuickie... Ale tu przesada jest tak potężną, a zarzuty tak oklepane i zużyte, że wistocie im gorzéj nasz autor usiłuje przestraszyć, tém mniéj jakoś obawiamy się o Francyą, która czuwa nad tém, aby jéj dzieci ów straszliwy Moloch nie pochłonął.
W oczach autora zakon istnieje dotąd tak, jak był przed kassatą, i nie mniéj potężny, nie mniéj silnie obejmuje świat cały niewidzialnemi ramionami. Wszystko co najgorszego potkało Francyą, jemu przypisaném być powinno, spory z Portugalią, z Meksykiem, na wyspach Sandwich, w Oceanii, w Japonii, wojny w Chinach i Kochinchinie, wszystko to zrobili jezuici.
Co gorzéj, Francya utrzymuje niektóre kolonie, naprzykład wyspy Towarzyskie i Markizy, tylko dla satysfakcyi tych wszechwładnych jezuitów... Autor sili się dowieść że o 1500 mil od wielkiego lądu, o 4,000 mil od Francyi na nic się nie zdały, tylko dla ojców Lojolistów; że Kochinchina dla nich jest także przeznaczoną wyraźnie.
Budżet, którego nie śmie obrachowywać, bodaj czy nie jest większy od rządowego. Wchodzi tu i kwestya rzymska, i wszelkie jéj następstwa i świętopietrze i co tylko wnijść może a ogarnąć trwogą wielką.
Tak dalece ona przejęła autora, że uląkł się prawdopodobnego powrotu Św. Inkwizycyi... co już doprawdy pojąć tak trudno dzisiaj, że to na śmieszność zakrawa.
„A! gdyby sekta Lojoli (sic) miała tylko poparcie w ultramontanizmie i szlachcie legitymistach, woła przelękły autor, (pojmujemy dlaczego się nie podpisał na swém dziele) — jeszcze-by się tak bardzo obawiać nie było trzeba, ale w senacie, w ciele prawodawczém, nie widzieliśmyż ludzi wyszłych z pośrodka nas, przecho-
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/613
Ta strona została skorygowana.
592
J. I. KRASZEWSKI.