milionowéj ojczyzny, domagają się wyosobnienia Prus i jak najciaśniejszego opasania ich murem chińskim od zachodu, salva melioratione ku wschodowi. Głębiéj sięgając do przyczyn téj nowéj fantazyi, możeby ją sobie wytłómaczyć można. Stronnictwo o którém mowa, radeby podobno zachować z przeszłości wiele drogich pamiątek, czują i rozumieją, że przy ogólném dziś usposobieniu Niemiec, wcaleby im się to nie udało, że musieliby resztki feudalizmu spalić na ołtarzu, Arminiusowéj pamięci poświęconym.
W istocie atrakcya jaką wywrzéćby mogły Prusy, nie otrzyma się inaczéj, jeno uorganizowaniem ich w duchu potrzeb wieku, zgodnie z głosami zewsząd się odzywającemi; a tu się nie chce zbyć przywilejów szlacheckich, różnic stanu i wszystkiego, w imię czego trochę się zgóry acz grzecznie na profanum vulgus patrzało. Stąd wstręt do owej Giermanii, którąby tak drogo kupować potrzeba. Dodajmy, że czysto pruska wielkość państwa, które z maleńkiego tak umiejętnie na potężne wyrosło, drobnąby wyglądała przy jedności marzonéj.
Wolą tedy Prusacy czystéj krwi przeć się na wschód wedle wyrażenia znanego i wysadzać wszelkiemi sposoby plemiona słowiańskie, rzucając między nie rozsadniki giermanizacyi. Walka na tém polu dla nas jest tak wielką i ciężką, że jéj opisać niepodobna, skutki jéj, nie łudźmy się, codzień widoczniejsze, pożercze. Fale tego niezmordowanego wylewu Giermanii biją o brzegi, szczerbią je, wykąsują, unoszą, rozpraszają i każda chwila odrobinę im zysku, nam wiele szkody przynosi. Charakter słowiański sprawia, że gdy na Psiém Polu, pod Grünwaldem, w doraźném starciu zawszeby zwyciężył, tu w powolném pasowaniu się ulega. Gdzie potrzeba rachuby, wytrwałości, niewiary, tam myśmy nie udolni. Łudzimy się łatwo, oburzamy gorąco, gotowiśmy pójść z kijem na działa, ale na stanowisku w plutę, w błocie, wystać i nie ruszyć się — nie nasza rzecz. Dlatego obronić się naciskowi nie możemy.
Postępy codziennego tego parcia na wschód są niezmierne, są nieobrachowane, na ocenienie ich niepotrzeba długiéj pamięci starca, dość wspomnień dojrzalszego człowieka. Zwycięzcy potém na podbitych zagonach głoszą się jako posłańcy cywilizacyi, jako szczepiciele idei, jako apostołowie pracy. My, zamiast walczyć z niemi ich własną bronią, rozbijamy się w słowach, we łzach sentymentach. Prastare polskie włości dzień po dniu przechodzą w ręce niemieckie, najprawniéj w świecie dlatego, że jeden gospodarzyć, drugi oszczędzać, trzeci przewidywać nie umiał, a wszystkim się marzyło serdecznie, że jakoś inaczéj potrafią Niemców wypędzić. Przerażający ten pochód na wschód uwidoczniający się codzień, zrywający jednolitość społeczeństwa i rozprzęgający je powoli, oddający polskiego kmiotka pod wpływ eksploatatorów niemieckich, szerzy się cicho, powolnie
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/666
Ta strona została skorygowana.
645
LISTY Z PODRÓŻY.