Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/670

Ta strona została skorygowana.
649
LISTY Z PODRÓŻY.

gdzieniegdzie się ukazujące, mało ożywiają widok... Pełno przytém herbowych tarcz, na których skomplikowaném znaczeniu, ciężko się nam poznać. U samego wjazdu stoi dotąd pracowicie wysztyftowana brama tryumfalna. z napisami, posągami, kandelabrami, przy których przyparto wizerunki łodzi kanonierskich przyszłéj floty niemieckiéj. Po dniu to dzieło wcale nie artystycznéj pstrocizny, złożone z wieńców i ozdób sosnowych i jodłowych, półaksamitów, gipsów i materyału nie monumentalnego, ma pozór dziecinnego norymberskiego cacka, któremu brak powagi i smaku. Czysto niemiecki guścik wysilił się tu na koncepciki, na godła, na myśli skomplikowane, wyrażone formą nie dosyć szczęśliwą.
Nie można odmówić wogóle Berlinowi i jego budowom pewnéj, nawet gdzieniegdzie wcale miłéj elegancyi, w przyborach wjazdowych, zapał patryotyczny, pośpiesznie pragnący się jak najgoręcéj objawić nie miał czasu poradzić się, jaką ma przybrać postać, poszedł za najpospolitszém natchnieniem i jakoś wygląda dorobkowiczowsko, niesmacznie. Po nocy, bardzo być może, iż ta cała parada miała pozór wspanialszy, ale przy blasku zdradliwym słońca, te kalinkurowe chorągwie, wianki z sośniny i jedliny, gipsy naprędce poodlewane, niepomalowane rusztowania, żółte kołki bander i kawałki drzewa nagie, ubogą mają minę. Dziś wszystko to opylone, nadwiędłe, pozrywane już się rozbiera, roznosi i miasto powraca do normalnego swojego stanu, a po dniu widziane to, co stanowiło wspaniałość, dziwnie się wydaje skąpe i chude... Gdzieniegdzie jeszcze na prywatnych domach, cyfry W. i A., festony dębowe, wieńce z nieśmiertelników, kołyszą się wśród pruskich orłów i pozdrowień. W napisach nie znalazłem zbytniéj przesady...
Pomimo że już uroczystości tutejsze przeszły, Berlin ma jeszcze postać niepowszednią, ludność ruchawa i rozgorączkowana, mundurów mnóstwo, co chwila spotyka się ekwipaże dworskie, liberye wielkie, stroje galowe i resztki wspaniałości wczorajszych. Od brandeburskiéj bramy do mostu rozminąć się z niemi nie można. Całéj téj elegancyi jak z igły, świeżéj zbytecznie, brak powagi.
Dziś jeszcze napróżno szukałem na ulicach gazet, które, o ile widzę, nie sprzedają się jak we Francyi, Niemcy wolą je czytać po kawiarniach i piwiarniach, niż kupować, a choć życie i zajęcie polityką dosyć jest rozbudzone, wystarcza mu dziennik późno i dochwytkiem gdzieś schwycony, lub może regularnie prenumerowany i odbierany w domu... Z kolumn oblepionych ogłoszeniami, widzę tylko ogromną ilość balów wszelkiego rodzaju, któremi dnie te zajęte były. Wszelkiéj barwy afisze oznajmują o nich wszystkim warstwom publiczności... Za wystawami sklepów wizerunki kró-