Trzeba im prawie gwałtem cisnąć się z książką, trzeba ją dawać im prawie darmo, zmusić do czytania. W Norwegii, w Danii, w krajach, które pod względem cywilizacyi mamy za daleko niższe od siebie, wieśniacy nawet czytają. A zacząwszy od biblii i przedmiotów, stanowi swemu wyłącznie właściwych, skończą zapewnie na zamiłowaniu wszelkiego rodzaju pism oznajamiających z życiem umysłowém, z dziejami i wyobrażeniami czyściejszemi, których skąd inąd jak z czytania, powziąć nie można. Od gazety gospodarskiéj do Magazynu krok jest tylko, od Magazynu do książki krok także, większy wprawdzie i trudniejszy do przebycia, ale ułatwiony rozmaitością ksiąg, zastosowanych do potrzeb umysłowych.
Zważmy więc, coby wypadało uczynić, aby tę klasę nieczytającą do czytania zachęcić. Najlepiéj podobno byłoby moralniejszém wychowaniem doprowadzić ją do życia, w którémby się sama przez się potrzeba czytania rozwinęła. Lecz ten sposób nie jest w ręku indywiduów, zależy od mas, na masy zaś tylko czas i wpływy nieprzebite działać mogą. Tymczasem potrzebaby, jak mówiłem, gwałtem prawie dać im książki, dać je za nizką bardzo cenę, co nietylko, jak wyrachowano, nie zmniejsza zysków księgarskich, lecz znacznie je powiększa. Niech z wymysłowego i zbytkowego towaru, książki staną się chlebem powszednim, dostępnym wszystkim majątkom, wszelakim stanom, a wówczas wszyscy czytać będą. Dotąd pp. księgarze, w starym uparci przesądzie, nie chcą się o tém przekonać, że jeśli zyskują po kilka złotych na egzemplarzu, przedając ich kilkaset ledwie, zyszczą więcéj, zarabiając tylko po złotemu na tysiącach egzemplarzy. Że zaś ze zniżeniem ceny powiększa się liczba osób, będących w możności kupienia książki, tak dalece niepodpada to wątpliwości, że śmieszném jeszcze byłoby dowodzić.
Dajmy na to, że kto na rok, przy największéj chęci czytania, ma ledwie sto złotych na książki. Cóż on za to kupi; gdy jeden tom Fredry kosztuje kilkanaście złotych, a pospolicie większe in 8-o od kilkuset stron, z niewiele wartemi litografiami, po dwadzieścia kilka złotych tom się przedają? Najnędzniejsze nawet tłómaczenia licznych romansów, wydawane na bibule, cenią się do pięciu złotych, gdy w nich istotnéj wartości materyalnéj produktu i pracy niéma więcéj nad półtora złotego; a księgarz sto za sto bierze procentu. Dajmy, że chęć czytania będzie największa, cena ksiąg długo jeszcze, aż do zupełnéj księgarstwa reformy, stawać będzie na przeszkodzie.
Nareszcie, chcąc książki gwałtem prawie klasie nieczytającéj narzucić, niedość jest rozwozić raz w rok po jarmarkach (z podorabianemi tytułami), jak u nas przemyślni robią handlarze, trzeba je nie tylko po stolicach gubernij, po większych miastach przedawać,
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/78
Ta strona została skorygowana.
57
CHOROBY MORALNE XIX WIEKU.