W każdym razie uznaje Kraszewski prawa fantazyi i uczucia w całéj rozciągłości, a tym sposobem zbliża się do romantyków, jakkolwiek dosyć długo nie nadaje reformie przez nią dokonanéj, u nas mianowicie, wielkiego znaczenia. Oto jeszcze w r. 1837 tak pisał w artykule „Literatura w Wilnie w początku XIX w.“, pomieszczonym w „Tygodniku Petersburskim” (N. 30), o nowym zwrocie w poezyi wywołanym przez Mickiewicza: „Wilno dziwnym sposobem chwyciło się nowéj szkoły i poeci tutejsi po większéj części poszli za nowością, teoretycy za rutyną; kłócono się i zabijano (ale tylko piórami) w téj walce ślepych, póki w kilka znowu lat obie strony się nie postrzegły, że biły się omackiem i nie wiedząc o co. Mgła przeszła i zgoda nastała. To tylko istotnie dobrego z tych sporów wynikło, że ożywiły nieco literaturę, zmusiły do badań, rozpraw, roztrząsania teoryi, że sprostowały szkolarski sposób krytyki tutejszéj, czepiającéj się tylko w dziełach strony języka a nigdy strony ducha.“
W tym czasie, gdy słowa te, tak obniżające doniosłość reformy romantycznéj, pisał Kraszewski, był on niesłychanie wymagającym i surowym, jak to szczególniéj widać z jego głośnego artykułu p. n. „Jak się robią książki nowe ze starych“ („Tyg. Petersb.“ N. 37 r. 1837). Wziąwszy za dewizę, iż żyjemy z rabunku, i okazawszy (jak mu się zdawało) dowodnie, iż większość płodów literackich ― to proste plagiaty, wymienia szyderczo pięć sposobów zrobienia książki z książek: 1) najstarszy, ale dziś zarzucony: komentować i objaśniać doskonale zrozumiałe słowa; 2) pisać o rzeczy oklepanéj a cytować nad miarę wprzódy o niéj piszących; 3) wziąć cudzą myśl całą a obrobić po swojemu; 4) kraść co do słowa i taić, zwłaszcza z rzadkich ksiąg, z rękopismów; 5) cytować nie ze źródła, lecz na wiarę cytacyj. „Mój Boże ― dodaje wkońcu ― iluż dzisiejszych erudytów możnaby zrobić z jednego arudyta XVII wieku! Między temi 5 sposobami jest może 50 odcieniów pośrednich n. p. okradać z krytyką, gdzie zręczny plagiator obluzga tego, z którego korzystał… Kto może, niech jeszcze wierzy w oryginalność: będę mu tego mocno zazdrościł!”. ― Mówiąc znów „o polskich romansopisarzach”[1] zaznaczył ten „osobliwszy fenomen“, że „jak w inszych rodzajach, tak i w tym, nie mamy żadnego genialnego pisarza, któryby niezależenie od smaku wieku i przykładów obcych, wystąpił z dziełem mogącém miéć jakikolwiek wpływ na duch literatury, któryby albo w formach, albo w materyi zupełnie od otaczających był różny.”
Z tą surowością w sądzie o oryginalności pisarzów łączyło się wtedy u Kraszewskiego drugie paradoksalne, zdanie, że „chcąc pisać dobrze, dziś koniecznie trzeba być jednostronnym.[2]