Młodości potrzeba wiele, aby się nasycić. Jéj trzeba wszystkiego i wszystkiego jéj mało, tak pragnie, tak łaknie, tak pożąda. O! ta złota pora wieku naszego, nieubłaganą jest, gdy się nasycić chce — naówczas nie patrzy czém się karmi, i dziewczęce losy i starców losy, pożera żarłoczna, nie nakarmiona. — A potem? Przesycona, resztę życia płacze przeszłości.
Tak to się żywo żyje w młodości! tyle myśli i wypadków przynosi nam dzień każdy, kocha się tak prędko a! i zapomina tak łatwo. Późniéj zbierając łupinki po gościńcu, maluczko już mając tych skarbów, któremi nam szafowały dni pierwsze tak hojnie — skąpi chowamy odrobiny i zeschłe nawet staramy się odwilżyć pamiątki.
Któż nie zna tęsknot młodości, tych gwałtownych porywów ku niebu, któremi dusza z nas wyrywa się znużona w niebieską krainę ku Bogu. Jakkolwiek słodkiemi są szały i marzenia dwudziestoletnie, i tych nie wystarcza człowiekowi, cała teraźniejszość i cała przyszłość nie napoją go nigdy, musi w przestankach uciekać się do modlitwy i łzami, których źródło jak Nilu początek, zakryte na wieki, opłakiwać wygnanie swoje.
Młodość jest kwiatów wieńcem.