tradycji, pamiątek, ducha, które ulatują — powinna rodzić się przyszłość.
Wstają upiorem z mogiły dnie jasne i czarne, nadzieje, porywy, zawody, rozstania chwilowe i wiekuiste, spotkania po latach wielu i wszystko co się straciło. A któż strat nie ma w torebce, którą na zbolałych nosi barkach?
Jednéj nadziei do życia za mało, zwłaszcza gdy prócz niéj nic nie zajmuje, nie nęci człowieka.
Na dnie każdéj ludzkiéj rozkoszy, jak w kielichu kwiatu, siedzi myśl robak i szepce — o jutrze!
Nie patrz na przyszłość jako na wesołą przechadzkę, po któréj bokach rosną wonne kwiatki i szemrzą strumienie; ale jak na ciężką pielgrzymkę, wiodącą do celu wielkiego.
Kolebko! kolebko! łoże największéj zagadki, ty kołyszesz tajemnicę, a nie ma czoła choćby było jak lód chłodne i jak marmur twarde, któreby schylając się nad tobą nie zamarzyło, nie zadumało się, jakie tam ziarna choduje ta niema łupinka? Bochater to