byli zrozumianymi. Ci zaś, którzy pretensyą mając do wyższego naukowego wykształcenia, wyobrażali sobie, iż największym dowodem erudycyi jest popisywanie się z filozofią, bałamucili nieoświeconych profanów. Hegel i Trentowski byli ciągle w ustach młodzieży, lubiącéj rozprawiać o naukach. Starsi słuchali z niedowierzaniem, a nie śmieli jawnie występować ze zdaniem własnem, w obec mniemanych erudytów. Jeden tylko Rzewuski Henryk, znany ze złośliwego dowcipu, wysłuchawszy drzemiąc pewnego młodzieńca, przybyłego prosto z Berlina, a rozprawiającego z zapałem i szeroko o Heglu, zapytał: „A po czemu tam śliwki w Berlinie?“ Młodzieniec zamilkł, jakby zimną wodą oblany i odtąd nie tak często zapuszczał się w mgliste sfery kosmopolitycznego pantheisty. Ta drobna i nic nie znacząca na pozór okoliczność, nie została bez pewnego wpływu na kierunek umysłowy, w myślącéj części społeczeństwa. Anegdota obiegała kraj cały. Wyrodziło się jakieś uprzedzenie przeciw filozofji, ile że ci, którzy sądzili o dziełach filozoficznych, zwykle ich nie czytali, albo żadnego nie mieli o nich pojęcia. Podjął się zaradzić temu Kraszewski. Zapragnął, aby przynajmniéj wiedziano, czego się trzymać; Hegel bowiem trudnym był do zgłębiania dla osób nie mających ku temu materyałów w przygotowawczem, porządnem wykształceniu naukowem; genjalnego zaś filozofa naszego nie umiano ocenić; każdy w pomnikowych pracach jego widział tylko neologizmy, które się nie podobały i nic więcéj. Wyszła więc w przekładzie Kraszewskiego:
Strona:PL Kraszewski - Złote myśli.djvu/41
Ta strona została przepisana.