Strona:PL Kreczmar - Kwestja agrarna w starożytności.pdf/14

Ta strona została przepisana.

pański lub ekonomski. Mimo to wszystko masa włościańska zachowywała się spokojnie i biernie. Rzadko zdarzała się senjorom nieprzyjemność wysłuchania na zgromadzeniu ludowem gorzkich słów prawdy z ust jakiegoś Tersytesa, drobnego rycerzyka lub wolnego kmiecia. Naogół panowała rezygnacja i pokora. „Pracuj, głupi Perseuszu“, bo taka twa dola chłopska, od której się nie wykręcisz. Władza senjorjalna szlachty i poddaństwo mas ludowych, gdy niewielka stosunkowo ilość wolnych włościan ustawicznie malała i słabła, uniemożliwiały opozycję, walkę i niezbędną do niej organizację. Między poddanymi poszczególnych majątków nie mogło być i nie było żadnej wspólności interesów, a więc żadnego porozumienia i solidarności. Zresztą, wobec naturalnego charakteru gospodarki, obliczonej na bezpośrednie zaspokojenie własnych jedynie potrzeb, o eksploatacji pracy nie było mowy. Przepaść różnic społecznych nie zawierała jeszcze najważniejszej – antagonizmu klasowego, wyraźnej sprzeczności interesów gospodarczych: nawet bezrolni nie stanowili jeszcze proletarjatu wiejskiego. Stosunek więc dziedzica do chłopa i odwrotnie pozbawiony był zgoła cech stosunku przedsiębiorcy do robotnika i najmity do kapitalisty. Patriarchalizm feodalny wyciskał na nim swe piętno. Senjor umiał zbliżać się do chłopa nie tylko z kijem, ale i z kubkiem wina na ochłodę wśród znojnej pracy na roli w skwarne letnie popołudnie, nie sromał się mówić do starej niewolnicy-piastunki: „matko“ i nie bał się zwierzyć tajemnicy zaufanemu słudze. Syn dziedzica mógł jeszcze paść trzody ojcowskie, a córka prać bieliznę w otoczeniu niewolnic.