gnieźnieńskiego Jana, uznał swoją winę w tem, że doradzał królowi Ludwikowi pociąganie ludzi kościelnych do płacenia podatku, i ofiarując arcybiskupowi zadośćuczynienie, usilnie go błagał o zdjęcie klątwy i udzielenie mu dobrodziejstw rozgrzeszenia. Arcybiskup, nie zasięgając wcale rady swojej kapituły, i nie wymagając żadnego zadośćuczynienia, rozgrzeszył księcia i kazał publicznie ogłosić absolucyę. — Niezwłocznie potem, mianowicie w 13-ty dzień miesiąca maja, zjechał się książę na zamku Złotoryi z Dobiesławem, biskupem płockim, w obecności i za pośrednictwem Zbyluta, biskupa władysławowskiego, i licznej szlachty kujawskiej i dobrzyńskiej, jakoteż wielu gnieźnieńskich, kruszwickich, władysławowskich i płockich prałatów i kanoników; tego dnia jednak żadną miarą nie mogli dojść do zgody, i dopiero nazajutrz, znowu tam się zebrawszy, po długich rozprawach, już około zachodu słońca, książę, widząc stałość biskupa i przekonawszy się, że bez wynagrodzenia strat i bez zwrotu pobranych pieniędzy nie będzie mógł otrzymać rozgrzeszenia, przyrzekł w dobrej wierze, z samoczwartą Jana, archidyakona gnieźnieńskiego, Jaranda, kantora kruszwickiego, i rycerza Pietrasza, starosty brzeskiego, poręką[1], zwrócić wszystkie pieniądze, pobrane od ludzi kościelnych i całkowicie wynagrodzić szkody, zgodnie z przysięgą poszkodowanych, w pewnych terminach, na piśmie ustanowionych, — i tym sposobem zasłużył na dobrodziejstwo rozgrzeszenia[2].
Tegoż roku, dnia 17-go[3] miesiąca czerwca, odszedł do Chrystusa, na zamku swoim w Płocku, Ziemowit, książę całego