W domu głód, zimno i mąż pijanica...
To nic!... Chwileczkę!... Potem niech je zdepce
Trud... Teraz wokół charkot, poszept, lica
Starych babinek, przystrojonych w czepce;
Epileptycy, tłum szaleńców wraży,
Których się człowiek w drodze nie rad czepi;
Nosem łypiący zaduch brewiarzy,
Przez psy w podwórza wprowadzani ślepi:
Wszyscy, żebraczą ośliniając wiarę,
Ślą nieustanne skargi Jezusowi,
Którego okien malowidła stare
Wskroś pożółciły. Próśb ich nie ułowi:
Sni od wychudłych i opasłych zdala,
Precz od łachmanów i od mięsa woni.
A zaś wybrańsza płynie modłów fala,
Mistyczność w ton się szczególny rozdzwoni,
Gdy siny uśmiech i jedwabne szmaty
Z naw się wychylą, w których gaśnie słońce,
Gdy u kropielnic szereg dam bogaty
Całują chorzy w długich palców końce.
Strona:PL Krzak dzikiej róży (Jan Kasprowicz).djvu/237
Ta strona została uwierzytelniona.