Strona:PL Krzysztof Kamil Baczyński - Łowy.djvu/05

Ta strona została uwierzytelniona.

4.

Niema strzelca. Panna płacze.
Zanim minął mleczny dzień
idzie panna modrym lasem
płacząc niesie strzelca cień.

Na gałęziach promień biały
porozpalał jak płomyki
sierść wiewiórek — rudy mech.
Wiodły pannę w zagajniki,
wiodły pannę złotym dnem,
wiodły pannę nad jezioro,
gdzie czerwoną kryte korą
drzewa stały.
Nad jeziorem zła poświata,
leży strzelec w blasku biały,
a w jeziorze, w kręgach wód,
w kolorowym wieńcu nut
tańczą łanie, niosą taniec
wgłąb.

Wstań kochany. Plotła wieniec
z białych rąk.
Wstań kochany. Z nóg mu zdjęła
zaplątany jak sznur trop.
Wstań kochany. Leży strzelec.
Płacze panna i na ziemię
kładzie strzelca cień i klnie się:
Jeśli cieniem nie uniesie,
jeśli zieleń nie odnowi,
jeśli bicze łez — niech w knieje
sama drzewem skamienieję.
Wtedy kniejo z nim mnie zamień
w jeden krwią porosły kamień,
zamień w drzewo.
Cień u stóp jak motyl drżał.
Zmilkła panna. Strzelec wstał,
zgarnął z powiek ciężkie niebo —
pułap snu.
Ze słonecznych witek promień
jeden wyciął — zczynił łuk.
Wracał strzelec, przy nim panna
przepłynęli bór do rana.