A to tych ziem spalonych włosy jakby dym,
a to skrwawionych chłopców, których zcina kat
matki ciała obmyją, nim oczy zczernieją
jeszcze rzeka wskrzeszeniem, daremną nadzieją.
Albo dziewczątka ciche o oczach z ołowiu
jakieś serca rozdarte i trumny w niej łowią,
a to przebite ręce upiory zanużą,
oczy powydzierane jak kamienie dnem
potoczą się, zahuczą nim się staną różą
co nad wodą wyrośnie i jak skrzepła krew
u hełmów złych zwycięzców przypięta — przepali
i będzie jako grot z milczenia i ze stali.
Płynie rzeka spokojna. Dobra ziemio płyń.
Rzeka wszystko rozdzieli na zbrodnię i czyn
i spokojna, żelazna, uniesie, pogodzi
dymy splątanych odbić i kwiaty narodzin
i barki trumien głuchych. Zapomniany głos
jeszcze w niej woła cicho, jeszcze bieli włos
zapatrzonych na brzegu. Jeszcze trawy długie,
jeszcze jaskółki przetną i zważą powietrze
maleńkim ruchem skrzydeł. Jeszcze westchnie przestrzeń.
Kończy się ciemna rzeka i zapada czas.