Jesienie rok za rokiem idą
gwiazdy jak deszcze szyby tną.
Zielone łanie na polanie
u okien huczy serca bąk.
Nie płacz kochana lat złowrogich.
Spod twoich rzęs zielony liść,
ptaki i drzewa trysną, drogi,
po których dalej trzeba iść.
Liście opadły. Wrócą liście
i modlitewne łuki gór,
przeminą ludzie w nienawiści,
zostanie trzepot ptasich piór.
Knieje się pienią — tylko pomyśl —
— w powietrza falującym tchu
niedźwiedzi pomruk zaczajony,
niebieski jezior duch.
Nie płacz kochana. Śpij w cierpieniu
na dłoni mojej drżący ptak
rzekom i mnie i wiosen cieniom
i miłowaniu lat.
Przeminie łoskot burz gwiaździstych,
nie stanie ludzkich burz.
Nam śpiewającym pieśni czyste
serce rozetnie czas jak nóż.
Bo już kolebią aniołowie
imię — jak złote imię gwiazd,
próchnieje pod stopami czas,
zostaje wieniec chmur na głowie.
Bo już kolebią aniołowie
na niewidzialnych dłoni śnie
proste jak sosna, czyste dnie
rosnące w ptasim słowie.