Gdy na niebo wieczorne, spienione gwiazdami
wypływa ciężki okręt,
a siwi marynarze wysoko nad nami
sieci spuszczają wdół
my jesteśmy tam dole jak dzieci samotne
co zrywają jagódki z umarłego krzewu
gorzkie i czarne, gorzkie i czarne owoce
kiedy nad nami stoją dni i noce,
ciemności szumi drzewo.
Błogosławimy dni mleczne i krowie
i cień lipowy i liści lot
i krew co płynie po ściętej głowie
my zawsze pewni, zawsze gotowi
na sąd: co dobro, zło.
Błogosławimy straszne pociągi
odjeżdżające w smutek bez granic —
— z nich jęk jak dym. — To jadą ranni,
uczuć skręcone kabłąki.
Błogosławimy pola bitewne
i mądrość ludów i mądrość maszyn,
krzywdy i wiary i żale rzewne.
Grozo! ojczyzno nasza!
Wtedy jesteśmy jak dzieci samotne,
a oczy ciemne i drapieżne są,
kiedy zapuszcza sieci ciężki okręt
i chwyta nas za fale wyciągniętych rąk.
Dźwigaliśmy brzemiona, broń czarną dźwigali
i śpiąc w obozach dusz wspólnych i ciemnych
takeśmy zwolna pozapominali
snów — nie daremnych,
że uchwyceni przez sieci rybacze,
porwani w górę i rzuceni obok
słyszymy: ziemia pokonana płacze,
ale nie śpiewa zwycięski obłok.
Próżne miłości były nasze ciała,
Strona:PL Krzysztof Kamil Baczyński - Kodeks 42-44.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.
OBOZY