Ta strona została uwierzytelniona.
I stojąc tak w szeleście szklanym
czuję jak ląd odpływa w poszum.
Odejdą wszyscy ukochani,
po jednym wszyscy — krzyże niosąc,
a jeszcze innych deszcz oddali,
a jeszcze inni w mroku zginą,
staną za szkłem co jak ze stali
i nie doznani miną, miną.
I przejdą deszcze, zetną deszcze,
jak kosy ciche i bolesne
i cień pokryje, cień omyje.
A tak kochając, walcząc, prosząc
stanę u źródeł — studni ciemnych
w groźnym milczeniu ręce wznosząc;
jak pies pod pustym biczem głosu.
Niepokochany, niezabity,
nienapełniony, niedorzeczny,
poczuję deszcz, czy płacz serdeczny,
że wszystko Bogu nadaremno.
Zostanę sam. Ja sam i ciemność.
I tylko krople, deszcze, deszcze
coraz to cichsze, bezbolesne.
ukoń. 21. II. 43 r.