Jak daleko jest od słowa do słowa!
A dalej chyba do mocnego jak sosna
wypełnia się w uśmiechach prostych,
które wiążą jak wstążka rzeki
powitania, boje nasze dalekie.
Cóż jest więcej nad gest niewidoczny
przerzucony jak zielona struna
nad miastami huczącymi w łunach,
nad stawania się obłok mroczny.
Mostek wiotki, taki śpiewny, pomocny.
I nie grzmiące to nasze witanie,
nie olbrzymie, ale ręka gdy dotkniesz
jest jak deska dębowa od łez mokra,
która błyszczy się, tęga i dobra
na kołyskę i na trumnę sposobna.
Ale i krzyż z z niej strugać można no i kostur
co zieloną grzywę liści puści z wiosną.
Bo się wierzy, że milczenie to śpiewanie,
a jak śpiewać to Bóg nas tak śpiewem łączy.
Jeśli głosy będą jako dech gorący
co roztopi dni topory, grób roztuli
tośmy dobrze, przyjacielu, Boga czuli.
21 / IV / 43 r.