I znów widzimy miasta płonące i dymy
co się powoli wznoszą pnąc na stopnie niebios
i szubieniczne drzewa skrzypią i zdaleka
bicz strzela i rozcina z ziemią wraz — człowieka.
A nad tym krzewy kwitną. Z pąków zielonkawe
chmury płyną. Dojrzałość lepko się przelewa.
Widnokręgiem o świtach ciągną kluczem drzewa.
I ludzie ci żałobni w nieobeschłych gruzach
pod namiotami cyrków, w świergocie karuzel
unoszą się jak łachman wśród dymu śpiew niosą
weseli. Jak wyzwanie zczerniałym niebiosom.
Długie, suche koryto — jest to dno strumienia
gdzie leżymy jak kamień pod kurzawą gwiazd.
Tyle jeszcze milczenia strasznego jest w ziemi,
że chyba go wystarczy na niejedną śmierć!
Módlmy się, módlmy słowami ciemnymi!
Siejmy, o siejmy, chociaż ziarnem serc!
3 / V / 1943r.