„Uczyniwszy na wieki wybór
w każdej chwili wybierać muszę”
J. Libert.[1]
Noc zielona była, po dniu skwarnym
głębokość jej szumiała jakby liście czarne,
w których mleczny rdzeń wyrósł i kroplami gwiazd
odmierzał się powoli nieostrożny czas.
Maria czekała cicho. I zdało się płynął
świat ogromny w oddechu nieba jak otchłanie
co wiało wielkim oknem na stół, na posłanie
białe i niedotknięte. Czekała. W milczeniu
na piersi ręce kładła i wtedy się pienił
krwi jej rozgrzany napój i owoce mleczne
pęczniały jej pod dłonią i czuła jak bije
bolesna piąstka serca. I czuła, że żyje
łodyżka w niej maleńka listeczkami dwoma
obejmująca miłość całą jaką ona
i on zamknęli w sobie. I gdy rękę niżej
obsunęła, poczuła jak ją szorstko liże
płomienny język ciszy. Brzuch miała jak kroplę
ogromną, w rozłożystą misę biódr zamknięty.
W takiej ciszy słyszała, jak na godzin stopnie
pnie się w niej ten roślinny puch, twardnieje w orzech
— to było dziecko małe, które wkołysali
ciepłym ciał swych pomrukiem jak szelestem morza
w jej pełnię i dojrzałość, która równa ziemi
ogarnęła i rosła rączkami drobnymi,
zarysem ust różowych, roślinką maleńką,
Strona:PL Krzysztof Kamil Baczyński - Kodeks 42-44.djvu/048
Ta strona została uwierzytelniona.
WYBÓR