w jedno koło związanych nut,
gdy zobaczę sam się stanę Bogiem.
W suche liście moich ciemnych ksiąg
spłynie mądrość odwiecznych gwiazd
i osiądzie w misie moich rąk
przez ten jeden, jedyny raz.
A w pałacach na lądach zielonych
co jak sukno wzburzonej fali
mieli króle trzej błękitne dzwony,
w których serca swe na co dzień chowali.
A tak śpiesznie biegli, że w pośpiechu
wzięli tylko myśli pełne grzechu.
Więc uklękli trzej królowie zadziwieni,
jak trzy słupy złocistego pyłu
nie widzący, że się serca trzy — po ziemi
wlokły z niemi jak psy smutne z tyłu.
I spojrzeli nagle wszyscy trzej,
gdzie dzieciątko jak kropla światła
i ujrzeli jak w pękniętych zwierciadłach,
w sobie — czarny, huczący lej.
I poczuli nagle serca trzy
co jak pięści stężały od żalu.
Więc już w wielkim pokoju wracali
kołysani przez zwierzęta jak przez sny.
Wielbłąd zwolna huśtał jak maszt;
tygrys cicho jak morze mruczał;
ryba smugą powietrza szła.
I płynęło i szumiało w nich jak ruczaj.
Powracali, pośpieszali z wysokości
trzej królowie nauczeni miłości.
9. III. 44r.