Gdy za powietrza zasłoną dłoń pocznie kształty fałdować
I czuje się wielkie ptaki rosnące za chmur kwiatami
Zmierzch schodzi lekko. A ona świeci u okna głową
jasną jak listek światła i śpiewa piosenkę ciszy.
Długą wijącą się wstęgą głos ciepły w powietrzu stygnie
aż jego dosięgnie w zmroku i szept przy ustach usłyszy
— „Kochany“ szumi piosenka i głowę owija mu, dzwoni
jak włosów miękkich smuga, lilje z niej pachną tak mocno,
że on pochylony nad śmiercią zaciska palce na broni
wstaje i jeszcze czarny od pyłu bitwy — czuje
że skrzypce grają w nim cicho więc idzie ostrożnie, powoli
jakby po nici światła przez morze szumiące zmroku
i coraz bliższa jest miękkość podobna do białych obłoków,
aż się dopełnia przestrzeń i czuje jej głosik miękki
stojący w ciszy olbrzymiej na wyciągnięcie ręki.
„Kochany“ szumi piosenka — więc wtedy obejmą ramiona
więcej niż objąć można kochając jedno ciało.
Dłoń wielka kształty fałduje za nieba czarną zasłoną
i kreśli na niej zwierzęta linią drżącą i białą.
A potem świt się rozlewa. Broń w kącie ostygła i czeka
Pnie się wąż biały milczenia przeciągły wydaje syk
I wtedy budzą się płacząc, bo strzały pękają zdaleka,
bo śnili, że dziecko poczęli całe czerwone od krwi.
13 VII 44r.