Jak żuk powoli nie patrząc dokoła
w twardym pancerzu on! rycerz z chityny
idzie, gdzie anioł woła, jeśli jeszcze woła,
idzie w żadnym zwycięstwie nie znajdując winy,
idzie, a łamiąc gałąź ku anioła chwale
na ołtarz, nie postrzega, że skrzydło odłamał,
a nawet rękę boską i karzący palec
i że jak ruchem kłamie tak ofiarą skłamał.
A ręce ma — płomienie, co jak grom pragnienia
stoją przy każdym czynie nakształt tego cienia,
co o południu wyprzedza nas znacząc
nas przed nami, — tak siebie poprzedza rozpaczą
i gdzie już stąpnie lament przed nim jego dłonią
zczyniony i już rany pożogą się płonią.
*
Ale ciąży ten pancerz, a gdy już u szczytu,
depcąc, ślepy na kroki, stanie mąż z granitu,
kiedy święty się stanie — to tym, że nie patrzył
i sam był Bogu, a krzywdzie nie znaczył
ponad płomień ogniska co stopy ogrzeje,
ale nie stopom — sobie — duchem płomienieje.
*
Ale ciąży ten pancerz, bo jeśli w gwar stąpi,
w miast bekowiska parne i krzyże cmentarne,
jeśli z krzywdą się zejdzie i w krzywdę zestąpi,
by najświatlejsze ręce — z ognia wyjmie czarne.
i przez to nieobjęcie głazu co przywalił
jak popiół będzie. Krzywdą pójdzie dalej.
Bo współczuć znaczy stać się czuciem społem z owym
cierpiącym. Kto pojmie każde słowo — słowem,
serce — sercem — z cierpieniem nienawiść też weźmie,
a zbrodnię mało w człeku — ujrzy nawet w gwieździe.
I będzie sędzią choć rzeknie: kto sądzić
prawo ma jeśli morzem ciemnym ślepy błądzi.
i krzywdę da — za krzywdę dłoń wznosząc. Nie wróci
do ludzkości, gdy pójdzie każdą trwogą ludzi.
*
I może pozna nawet. Cóż pozna, gdy szklanym
kloszem jakby zamknięty, w kloszu zadumany
będzie jak mucha złota szybie nieprzebytej
tworzył elipsy lotu i mydlane mity,
mydlane, bo jak bańki o szkło prysną tęczą
i spadną jak splunięcie, nawet nie zadźwięczą,
nawet tonem nie wzejdą, kiedy za powałą
tysiąc pieśni na znak ten jeszcze będzie mało.
Cóż pozna, gdy ze stropu przez szkło jeden padnie
promień nieprzenikalny. Ani go odgadnie,
ani zobaczy nawet, aż na z prochu — wstanie
czas przyjdzie, jak muzyka czas — w nim rozpoznanie.