∗
∗ ∗ |
Powieko nieruchoma, ty nieodsłonione
niebo unosisz w sobie, może lej co zieje,
i w którym gwiazdy są osypem próchna,
pod którym ptaki są martwe nadzieje.
Czym jest wierzyć wiszącym u bramy, gdzie ruchy
są uczynione jak w kamiennym duchu
z poza wrót jaśniejącym. Duch mówi: spełnienie,
a nim poznają już będą kamieniem.
Aleje chłodne, gdzie wśród żaru zgliszcz
purpurowo barwione posągi czekają,
a przechodzący przed nimi przystając
i patrząc zamieniają ręce swoje w krzyż,
a wzrok w ten żar co gaśnie, w płomień niewyjaśnień
i z drzewa wiadomości oderwany liść.
Trwogo, ty mnie tam nie zatrzymuj, nie wiedź,
gdzie z odblasku powstają zjawiska na niebie,
gdzie duchy mają twarze jak ludzkie i skrzydła,
i gdzie konie serafów spętane w wędzidła
mają tętent. W tym trwaniu tak się nie odbija
głos o czyny. Bo tętnić to znaczy zabijać,
bo strącać z raju — znaczy mieczem,
a dać dwoistość znaczeń — to dać czyn zaprzeczeń.
Wieki ileż was jeszcze i ile poza mną
spadających jak deszcze ogniste, lub szaty
i mianujące siebie dopełnienia światem,
kiedy narcyz w jeziorze znajdując kształt własny
jest — przez kształt rozwiązany — od was bardziej jasny.
A wy u nieba trwając, odbijając w niebie
ruch swój ustokrotniony, który kształty grzebie
wieki! ja was widziałem i to co nad wami
jak wołające w zgiełku wyciągało ramię,
i które trwa, a krzykiem kiedy słuch przebudzi
wstaje człowiek i rzeźbi w martwym ciele ludzi.
Stają się, przemieniają, otwierają nieba.
Niedostrzegalne gromy uczyniły z burzy
widowisko samotne, podobne do róży,
której płatki spadają jak nieboskłon czasu
i są przez niestawanie się — nakształt obrazów;
i są przez niestawanie się nad strop błyskawic
łzami szukania i niewiary łzami.