i rozgrzane kształty zwolna studzić
więc stawały niedźwiedzie i konie
i łasice zastygały zwolna,
aż stanęły i w posągi żywe
zamieniły się, a rude sliwy
obrzucały ich w stygnący czas
ulewami niedojrzałych gwiazd.
Noc.
Szyby deszczu zamknęły noc
rozdzielając światło i świat
śpiewał jeszcze jakiś obłok przelotny
i mijały ulewy lat.
Niebo rosło tylko. Jeszcze mniejszy
w trzaskających burzach magnetycznych
tulił ciepło wiolinowych ramion
i obłoki nalewał w policzki.
I tak nadzy w pierwotny czas
zasypiali zatuleni w futro
podpalonych gwiazdami niedźwiedzi
i wiewiórek łuskających lata
jak orzechy z zielonej miedzi.
i kołysząc się w ziemi kolebie
wyrastając z niej i w siebie rosnąc
obudzili się w ptasim niebie
w które lilją wywiedli się prosto.
śpiew końcowy.
Ciała, które przechodzą czym są?
czym to przemijanie nie wiesz
ziemia podobna kataklicznym snom
odbita przezroczyście w niebie.
Ani w tym strumieniu przeminie,
ani w ludach które przejdą w czas
jak piasek w starożytnych klepsydrach.
Ani wiatr, ani cień tak ogarnie
ich wianie nieustanne płaszczyzn.
Pozostanie, zawsze pozostanie
odbicie w niebie, czy w chmurze,
a chmury spadając — powrócą,
a niebo wznosząc się — spadnie
choćby deszczem, a w każdej kropli
pozostanie maleńki obraz.
Rozpoczęte 17 stycznia 1942 r. Krzysztof Baczyński.
Ukończone 18 stycznia 1942 r.