jaznym i odstręczałby ludzi od siebie, gdyby tego, który wie o sobie, że jest mały, wstrętny i słaby, chwalił, jako człowieka pięknego, dorodnego i silnego.
— A czy znasz, Sokratesie, inne jeszcze jakie zaklęcia?
— Nie znam, lecz słyszałem, że umiał ich wiele Perykles, który, wygłaszając je wobec współobywateli, czynił z nich sobie przyjaciół?
— Jakim jednak sposobem Temistokles dokazał tego, że współobywatele go lubili?
— Nie żadnemi, zaiste, zaklęciami, lecz świadcząc im dobrodziejstwa.
— O ile mi się zdaje, twierdzisz, Sokratesie, że nam samym należy stać się dzielnymi w słowach i w czynach, jeśli pragniemy zyskać sobie jakiego dobrego przyjaciela.
— A czy sądziłeś, Krytobulu, że możliwą jest rzeczą zyskać zacnych przyjaciół, samemu będąc złym człowiekiem?
— Tak, gdyż widziałem lichych retorów w rzędzie przyjaciół dzielnych mówców ludowych i ludzi niezdatnych do dowództwa wśród towarzyszów najzdolniejszych wodzów.
— Czy więc, wracając do przedmiotu naszej rozmowy, znasz także kogo, co, będąc sam niepożytecznym człowiekiem, mógłby jednać sobie pożytecznych
przyjaciół?
— Bynajmniej, Sokratesie; lecz jeżeli jest niemożliwem, będąc złym człowiekiem, zjednać sobie dobrych i zacnych przyjaciół, to obecnie się troszczę tylko o to, czy można łatwo zostać przyjacielem wszechstronnie doskonałych ludzi, chociażby się samemu i było takim.
Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/111
Ta strona została przepisana.