Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/114

Ta strona została przepisana.

na szacunek współobywateli, aby samemu nie doznawać krzywdy i módz skutecznie bronić praw swych przyjaciół, a, dostawszy się do władzy, stara się pracować dla dobra ojczyzny, to dlaczegóżby taki człowiek nie mógł żyć w zgodzie z drugim podobnym do niego? Czy w połączeniu z wszechstronnie doskonałymi ludźmi będzie miał mniej możności pomagania przyjaciołom? Czy mając ich za współpracowników mniej będzie zdolny świadczyć dobrodziejstwa swym współobywatelom? Wszak daje się widzieć także w walkach gimnastycznych, że, gdyby tylko wolno było najsilniejszym porozumieć się z sobą i wspólnie uderzyć na słabszych, to odnosiliby zwycięstwa we wszystkich walkach i otrzymywaliby wszystkie nagrody. Tam jednak nie jest to dozwolonem; tymczasem na arenie politycznej, gdzie ludzie wszechstronnie doskonali są najlepszymi bojownikami, nikt nie przeszkadza świadczyć usług krajowi z tymi razem, z którymi zechcemy. Jakże więc nie ma to być pożytecznem, gdy ktoś, zjednawszy sobie najlepszych przyjaciół, sprawuje rządy państwa, skoro ma w nich raczej współdziałaczy i współpracowników w sprawach państwa, aniżeli przeciwników. Dalej i to jest wiadomem że w razie wojny zachodzi potrzeba sprzymierzeńców i przytem w tem większej liczbie wówczas, gdy się występuje do boju z ludźmi wszechstronnie doskonałymi. I żeby naturalnie ci, którzy gotowi są sprzymierzyć się z nami, byli gorliwymi, należy ich zobowiązać dobrodziejstwami, daleko zaś dogodniej zobowiązać mniejszą liczbę bardzo dzielnych sprzymierzeńców, niż większą liczbę gorszych, gdyż źli wymagają daleko więcej dobrodziejstw, niż dobrzy. Ty więc, Krytobulu, nie trać ducha, staraj się być dobrym