Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/117

Ta strona została przepisana.

—Więc wolno mi będzie to powiedzieć o tobie do wszystkich, których przyjaźń będziesz chciał pozyskać. Jeżeli zaś przytem pozwolisz mi jeszcze o sobie powiedzieć, ze troszczysz się o swych przyjaciół, że nic cię tak nie cieszy, jak dobrzy przyjaciele, że nie mniejszą sprawiają ci radość piękne postępki twoich przyjaciół, jak twe własne, że nie mniej radujesz się pomyślnością przyjaciół, jak swoją i, aby stała się ona ich udziałem, nie cofasz się przed żadnym trudem; jeżeli wreszcie pozwolisz mi dać im poznać twe przekonania, że zaletą męża jest starać się przewyższyć swych przyjaciół dobrodziejstwami: — to będę, jak mniemam, bardzo odpowiednim dla ciebie pomocnikiem w ubieganiu się o dobrych przyjaciół.
— Dlaczego mi to mówisz, Sokratesie, jak gdyby nie od ciebie zależało, co chcesz o mnie powiedzieć?
— Nie ode mnie —, zapewniam ciebie; tak przynajmniej słyszałem to kiedyś od Aspazyi[1]; mówiła ona, że dzielne swachy są w stanie połączyć dwoje ludzi związkiem małżeńskim, jeżeli, mówiąc o ich przymiotach, rządzą się prawdą, lecz nie odważają się wypowiadać kłamliwych o nich pochwał; oszukani bowiem znienawidziliby jednocześnie i siebie i swoją swachę. Dlatego też i ja, przekonany o prawdzie tych słów, mniemam, że nie mogę mówić pochwał o tobie, jeśli one nie są prawdziwe.

— Znaczy się więc, że ty, Sokratesie, jesteś dla mnie tego rodzaju przyjacielem, który gotów mnie

  1. Rodem z Miletu, sławna przez swe wdzięki, rozum i wpływ, jaki miała na Peryklesa.