Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/147

Ta strona została przepisana.

— I owszem pragnę tego.
— Czy nie wiesz zatem, że pod względem liczby ludności Ateńczycy nie ustępują Beotom[1]?
— Wiem naturalnie.
— A czy więcej dzielnych i pięknych ludzi można wybrać, zdaniem twojem, z pomiędzy Beotów, czy też z pośród Ateńczyków?
— Sądzę, że i pod tym względem ci ostatni nie ustępują tamtym.
— Gdzie zaś, podług ciebie, przejawia się więcej życzliwości w stosunkach wzajemnych obywateli między sobą?
— Sądzę, że w Atenach, gdyż wielu Beotów, doznając krzywd od mieszkańców Teb, są dla nich wrogo usposobieni; w Atenach zaś nic podobnego nie widzę.
— Przytem, Peryklesie, Ateńczykowie są ze wszystkich Greków najbardziej żądni odznaczenia się i przejęci dumą, a to stanowi nie najmniejszą podnietę w walce o dobrą sławę i ojczyznę.
— Tak jest, Sokratesie, nawet i pod tym względem nie można nic zarzucić Ateńczykom.
— Nie ma dalej, Peryklesie, narodu, któryby mógł wykazać więcej bohaterskich czynów swych przodków, niż Ateńczycy. Wielu też z nich pod wpływem szlachetnej dumy znajduje w tem podnietę do wyrobienia w sobie męstwa i siły.

— Wszystko, co mówisz, Sokratesie, jest prawdą. Lecz widzisz, że od czasu, jak wydarzyły się

  1. Mieszkańcy Beocyi, krainy, leżącej na P.Z. od Attyki, z głównem miastem Teby.