— Można przecież, Sokratesie, wzbogacić kraj mieniem jego wrogów.
— I owszem, jeżeli się jest silniejszym od nich; lecz jeśli się jest słabszym, to można jeszcze stracić i swoje własne mienie.
— Prawdę mówisz, Sokratesie.
— Każdy więc, Glaukonie, kto chce wziąć dobrze pod rozwagę, z kim należy prowadzić wojnę, powinien znać siły zarówno swego kraju, jak i wrogów, aby mógł radzić podjęcie wojny, gdy kraj jego jest silniejszym i nakłaniać do unikania jej, gdy jest słabszym od kraju nieprzyjacielskiego.
— Sprawiedliwie mówisz, Sokratesie.
— Wylicz więc nam, Glaukonie, siły lądowe i morskie naprzód własnego kraju, a następnie nieprzyjacielskiego.
— Bóg mi świadkiem, Sokratesie, nie potrafiłbym, przynajmniej tak zaraz, wyliczyć ci ich na pamięć.
— Więc przynieś, jeśli masz je spisane, gdyż bardzo chętnie posłuchałbym.
— Ależ zapewniam cię, nawet spisu ich jeszcze nie mam.
— Czy więc przedewszystkiem nie zaniechamy, Glaukonie, doradzania wojny, gdyż może z powodu trudności spraw wojennych jeszcze ich nie zbadałeś, poczynając dopiero rządzić państwem? Lecz przynajmniej obrona kraju, o ile mi wiadomo, leży ci na sercu i ty wiesz, jaka ilość posterunków jest potrzebną, a jaka niedostateczną; ile również załóg wystarcza, a ile nie. Doradzać zatem będziesz wzmocnienie potrzebnych posterunków, a usunięcie zbytecznych.
Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/158
Ta strona została przepisana.