— Mówisz, Sokratesie, o bardzo trudnej sprawie, skoro i o takie rzeczy trzeba się troszczyć.
— A jednak nikt nigdy nie będzie w stanie zarządzać dobrze swym własnym domem, jeżeli nie będzie wiedział o wszystkiem, na czem mu jeszcze zbywa, i troszcząc się o to, nie postara się uzupełnić tych braków. Skoro zaś miasto nasze składa się przeszło z dziesiątka tysięcy domóstw[1], a trudno mieć naraz pieczę o tak
znacznej ich liczbie, to czemu nie spróbowałeś, Glaukonie, podnieść naprzód znaczenie jednego tylko domostwa, należącego do twego wuja[2]? A potrzebuje ono tego bardzo. I jeżeli będziesz w stanie to uczynić, wtedy przedsięweźmiesz toż samo z większą liczbą. Tymczasem, jaki mógłbyś przynieść pożytek znacznej liczbie, jeżeli nie potrafisz jednemu być użytecznym; — podobnie jak ten, kto nie jest w stanie udźwignąć, jednego talentu[3], nie powinien, oczywiście, próbować nawet podnosić większego ciężaru.
— Co do mnie, Sokratesie, mógłbym przynieść pożytek domowi mego wuja, gdyby tylko chciał mnie słuchać.
— Nie potrafisz więc, Glaukonie, wuja swego uczynić sobie powolnym. Czy sądzisz pomimo to, że zdołasz wpłynąć na wszystkich Ateńczyków razem z twoim wujem, aby ci byli posłuszni? Strzeż się, abyś, dążąc do dobrej sławy, nie uległ przeciwnemu losowi. Czy bowiem nie widzisz, jak niebezpiecznie mówić lub robić to, na czem się kto nie zna? Po-