Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/180

Ta strona została przepisana.

— Warto więc byłoby pójść — rzekł Sokrates — aby ją zobaczyć, gdyż, oczywiście, ze słuchu niepodobna pojąć tego, co nazywacie „wyższem nad wyraz.“
— Czy nie chcielibyście więc zaraz pójść do niej ze mną? — odezwał się ten, co rozpoczął rozmowę.
Poszli zatem wszyscy do Teodoty, a znalazłszy ją pozującą jakiemuś malarzowi, zaczęli się jej przyglądać. Gdy zaś malarz skończył swe zajęcie, Sokrates tak rzekł:
— Powiedzcie mi, przyjaciele, czy to my powinniśmy być więcej wdzięczni Teodocie, że pokazała nam swoją piękność, czy też ona nam, — że ją widzieliśmy? Jeżeli bowiem Teodota z pokazywania siebie większą korzyść odnosi, to powinna poczuwać się do wdzięczności dla nas; my zaś dla niej wtedy, jeżeli większą jest korzyść, jaką my odnieśliśmy z jej oglądania.
Po odezwaniu się jednego z obecnych, przy znającego mu słuszność, Sokrates tak mówił dalej:
— Otóż Teodocie już teraz korzyść przynosi nasza pochwała, a jeszcze więcej ona skorzysta, gdy rozgłosimy w szerszem kole o jej piękności; my zaś dopiero pragniemy posiąść to, cośmy widzieli, i odejdziemy podnieceni, a po odejściu będziemy zdjęci tęsknotą. Stąd wypływa naturalny wniosek, że my jej sługi, ona zaś naszą władczynią.
— Jeżeli więc tak jest, jak mówisz, Sokratesie — rzekła Teodota to ja, zaiste, powinnabym wam być wdzięczną za to, żeście mnie widzieli.
Gdy następnie Sokrates spostrzegł kosztowny na niej ubiór i tuż obok stojącą matkę jej, nie w zwy-