Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/207

Ta strona została przepisana.

łości. Ty osądź, jak muszę czuć się teraz zrozpaczonym, widząc, że pomimo dotychczasowych mych wysiłków nie jestem w stanie nawet na pytanie twoje odpowiedzieć w tych rzeczach, o których najwięcej należałoby wiedzieć, i że nie znam żadnej innej drogi, po której krocząc, mógłbym stać się lepszym.
— Powiedz mi, Eutydemie, czy byłeś już kiedy w Delfach?
— Dwa razy nawet.
— Zauważyłeś więc zdanie, wypisane gdzieś na tej świątyni: „Poznaj samego siebie?“
— Zauważyłem.
— Czy wcale cię nie zainteresował ten napis, czy też zwróciłeś na niego uwagę i starałeś się zbadać siebie, kto jesteś?
— Wcale nie, zaiste, gdyż sądziłem, że doskonale wiem o tem. Niełatwo bowiem mógłbym posiąść znajomość jakiej innej rzeczy, gdybym nawet siebie samego nie znał.
— A kto, według ciebie, zna siebie samego, czy ten, co zna tylko imię swoje, czy też ten, co zna swą wartość, zbadawszy siebie, na ile użyteczny jest ludziom, tak samo, jak czynią to kupujący konie. Ci bowiem nie prędzej zadowolnią się znajomością konia, którego chcą poznać, aż zbadają, czy jest on posłuszny, czy znarowiony, — mocny, czy słaby, — rączy, czy też powolny, jednem słowem, aż poznają, jakie są jego zalety i wady ze względu na użyteczność jego dla ludzi.
— Tak i ja sądzę, Sokratesie, że ten, co nie zna swej wartości, nie zna samego siebie.
— A czy nie jest rzeczą widoczną, Eutydemie, że ludzie dzięki znajomości siebie osiągają bardzo