— Co do mnie przynajmniej, tak sądzę, Sokratesie.
— Czy zaliczasz, Eutydemie, męstwo do rzeczy pięknych?
— Do najpiękniejszych niewątpliwie.
— Więc sądzisz, że nie są to najbłahsze sprawy, w których męstwo jest przydatne?
— Nie — zaiste; są to owszem sprawy bardzo ważne.
— Czy mniemasz, Eutydemie, że w groźnych okolicznościach i niebezpieczeństwach pożyteczną jest rzeczą nie mieć o nich zeznania?
— Bynajmniej.
— Więc nie są mężnymi ci, co nie podlegają trwodze w podobnych okolicznościach dlatego, że nie mają o nich pojęcia?
— Żadną miarą, Sokratesie; inaczej bowiem wielu szaleńców i bojaźliwych byłoby także mężnymi.
— A ci, co się lękają, choć nic groźnego nie zachodzi?
— Tem mniej jeszcze, zaiste.
— Czy więc sądzisz, Eutydemie, że mężnymi są ci, którzy są dzielnymi
wobec grozy i niebezpieczeństw, ci zaś, co się źle zachowują w podobnych
razach, są bojaźliwi?
— Niewątpliwie.
— A czy sądzisz, że może być kto inny w takich razach dzielnym, jak ten, co potrafi, dobrze sobie wobec nich radzić?
— Nikt inny, Sokratesie.
— Bojaźliwi są więc ci, którzy w podobnych razach źle sobie radzą?
— A któżby inny?
Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/239
Ta strona została przepisana.