podstawie oceny majątków, — plutokracyą, a gdzie — z pomiędzy wszystkich — demokracyą.
Jeżeli kto sprzeczał się z Sokratesem o jakąś osobę i nie był w stanie poprzeć swego zdania oczywistym dowodem, lecz bez żadnego uzasadnienia twierdził, że człowiek, o którym sam wspominał, jest albo mędrszym, albo lepszym mężem stanu, albo odważniejszym, lub coś innego w tym rodzaju, to Sokrates sprowadzał każdą rozmowę do samych podstaw w ten mniej więcej sposób:
— Więc nazywasz lepszym obywatelem tego, kogo ty chwalisz, niż tego, kogo ja?
— Tak jest, nazywam go lepszym.
— Rozważmy zatem najpierw, co stanowi zadanie dobrego obywatela?
— Dobrze, rozważmy.
— Czy nie jest lepszym w zarządzie skarbowości kraju ten, kto powiększa bogactwo krajowe?
— Niewątpliwie.
— Na wojnie zaś ten, kto prowadzi kraj do zwycięstwa nad wrogami?
— Nie inaczej.
— A przy spełnianiu obowiązków posła czy nie lepszym jest ten, co z wrogów robi mu przyjaciół?
— Naturalnie.
— Jako zaś mówca na zgromadzeniach ludu, czy nie jest lepszym ten, kto uśmierza bunty i nakłania do jednomyślności?
— Tak mi się zdaje.
Przy takiem sprowadzaniu rozmów do samych podstaw prawda stawała się jasną nawet dla tych, co byli przeciwnego zdania. Ile razy zaś on sam chciał wyświetlić coś za pomocą mowy, to wychodził zawsze
Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/241
Ta strona została przepisana.