niu. Przytem nietylko ja, ale nawet przyjaciele moi są zawsze tego zdania o mnie i to nie wskutek miłości dla mnie, — gdyż w takim razie ci, co przejęci są miłością dla innych, mieliby to zdanie także o swoich przyjaciołach, — lecz dlatego, że sami także spodziewają się, przestając ze mną, stać się lepszymi. Jeżeli zaś dłużej żyć będę, to może konieczną będzie rzeczą zapłacić daninę starości, a mianowicie: uledz osłabieniu wzroku, słuchu i umysłu, stać się mniej pojętnym, tracić pamięć i wogóle stać się gorszym od tych, nad którymi przedtem miałem przewagę. I gdybym, zaiste, tego nie czuł, życie to nie miałoby dla mnie żadnej wartości; ponieważ jednak czuję, to czyż z konieczności życie moje nie stanie się gorszem i bardziej nieprzyjemnem? Tymczasem jeżeli umrę niewinnym, to ci, co skazali mnie na śmierć niesprawiedliwie, okryją się hańbą. Jeżeli bowiem wszelka niesprawiedliwość hańbę przynosi, to czy nie jest rzeczą hańbiącą czynić cokolwiek wbrew sprawiedliwości? Dla mnie zaś co może być w tem sromotnego, że inni nie potrafią wydać sprawiedliwego wyroku na mnie i postąpić ze mną sprawiedliwie? Widzę przecież, że z pomiędzy ludzi, co przede mną żyli, nie jednakową pozostawiają po sobie sławę u potomnych ci, co innym krzywdy wyrządzili i ci, co sami byli krzywdzeni. Wiem również, że i ja, jeżeli umrę teraz, znajdę u ludzi uznanie odmienne od tego, jakie znajdą zabójcy moi. Zawsze bowiem, jak jestem mocno o tem przekonany, świadczyć będą o mnie, że nikomu z ludzi nigdy krzywdy nie wyrządziłem i nie zrobiłem go gorszym; owszem starałem się zawsze przyjaciół moich lepszymi uczynić.
Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/249
Ta strona została przepisana.