wszcząć rozmowę o prawach z opiekunem swoim Peryklesem[1], który wówczas rządy państwa dzierżył w swych rękach.
— Powiedz mi, Peryklesie, czy nie mógłbyś mi objaśnić, coto jest prawo?
— Rozumie się, że mogę — odrzekł Perykles.
— Więc, na miłość bogów, objaśnij mi to — mówił dalej Alcybiades — gdy bowiem słyszę, jak niektórych ludzi chwalą za to, że zachowują prawa,
przychodzi mi na myśl, że pochwały takiej niesłusznie może dostąpić człowiek, który nie wie, coto jest prawo.
— Wcale nietrudnej żądasz rzeczy, Alcybiadesie, — odpowiedział Perykles — pragnąc dowiedzieć się, coto jest prawo: otóż prawem jest wszystko, co większość narodu na zgromadzeniu swojem postanowiła i zapisała, wskazując, co czynić i czego wystrzegać się należy.
— Sądziż ona, że należy czynić dobrze, czy też źle?
— Sądzi naturalnie, mój młodzieńcze, że — dobrze, że złego wcale czynić nie należy.
— A jeżeli nie większość, lecz mniejszość, jak to miewa miejsce w państwach oligarchicznych, postanowi na swych zgromadzeniach, co czynić należy, — to jak nazwać takie postanowienie?
— Wszystko, co tylko rząd państwa postanawia i do wykonania poleca, nazywa się prawem.
- ↑ Sławny mąż stanu, stojący przez czas długi na czele rządu w Atenach około r. 450 przed Chr.