Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/55

Ta strona została przepisana.

Gdy zaś ujrzał, że człek z ludu miotał się i zrzędził,
Bił go berłem i gróźb strasznych wcale mu nie szczędził:
„Głupcze, siedź cicho, innym nie bądź na zawadzie,
„Co lepsi są od ciebie; tyś nie wojak żaden,
Ni w wojnie nic nie znaczysz, ani też na radzie.“

Słowa te miał Sokrates w tym duchu tłómaczyć, jakoby poeta zalecał bić ludzi prostych i ubogich. Tymczasem Sokrates wcale tego nie mówił; gdyż w takim razie byłby zdania, że i jego bić należy, utrzymywał tylko, że ludzi nie przynoszących żadnego pożytku ani słowem, ani czynem i niezdolnych, w razie potrzeby, dać żadnej pomocy wojsku, państwu lub samemu ludowi, należy wszelkim sposobem czynić nieszkodliwymi, zwłaszcza jeśli przytem są jeszcze zuchwali, choćby przypadkiem i byli bardzo bogaci. Przeciwnie, Sokrates nawet jawnie okazywał się przyjacielem ludzi i filantropem. W rzeczy samej, choć wielu pozyskał zwolenników wśród ziomków i obcych, nie brał nigdy od nich żadnej zapłaty za naukę, lecz udzielał hojnie wszystkim z zasobów swej wiedzy; tymczasem niektórzy z nich sprzedawali innym za wielką cenę okruszyny tej wiedzy, darmo nabyte od niego, i bynajmniej nie byli tak, jak on, przyjaciółmi ludu, nie chcieli bowiem wchodzić w rozmowę z nikim, jeśli nie miał pieniędzy.

Sokrates nadto wobec obcych ludzi przynosił zaszczyt swemu krajowi i to daleko większy, niż np. swej Spartańskiej ojczyźnie Lichas[1], który jednak

  1. Bogaty Spartańczyk, spółczesny Sokratesowi.