— Antyfoncie, — odrzekł na to Sokrates, — przyjętem jest u nas uważać handel pięknością i mądrością w jednakiej mierze i za rzecz godziwą i za rzecz nieprzyzwoitą: jeżeli kto bowiem sprzedaje swą piękność pierwszemu lepszemu za pieniądze, to nazywają go nierządnikiem; lecz jeżeli kto stara się zjednać sobie przyjaźń człowieka, którego uznaje za zdolnego do pięknej i szlachetnej miłości, to uważają go za rozsądnego. — Tak samo rzecz się ma z mądrością: ludzi, sprzedających pierwszemu lepszemu swą mądrość, nazywają sofistami, jakoby ludźmi, prowadzącymi ohydny handel mądrością; lecz o takim człowieku, który, poznawszy dorodnego młodzieńca, ćwiczy go w tem, co sam posiada dobrego, i stara się pozyskać jego przyjaźń, mówimy, że postępuje, jak przystoi uczciwemu obywatelowi. Przynajmniej ja, Antfoncie, z dobrych przyjaciół cieszę się tak, a może i więcej jeszcze, jak inni z dobrego konia, psa lub ptaszka: uczę ich tego, co sam posiadam dobrego, i zaznajamiam ich z innymi ludźmi, od których mogę odnieść, jak mniemam, niejaką korzyść dla swego udoskonalenia się. Przeglądam i odczytuję także razem z przyjaciółmi mymi skarby, które starodawni mędrcy pozostawili w księgach przez siebie napisanych, i wybieramy to, co znajdziemy w nich dobrego, uważamy też za wielką korzyść dla siebie, jeżeli jesteśmy wzajem sobie przyjaźni.
Otóż, gdym słyszał takie słowa, zdawało mi się, że Sokrates i sam jest szczęśliwy i słuchaczów swych wiedzie do moralnej doskonałości.
Gdy znowu innym razem pytał się Sokratesa Antyfont, jakim sposobem zamierza z innych zrobić mężów stanu, skoro sam nie zajmuje się sprawami
Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/75
Ta strona została przepisana.