Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/101

Ta strona została przepisana.

przybrać ton zaufania i otwartości; — noc nadeszła, a my jeszcze tak daleko jesteśmy od twierdzy William-Henryka jak byliśmy o wschodzie słońca wyjeżdżając z obozu Weba. Zbłądziłeś z drogi i mnie nie udało się jej znaleść; ale szczęściem napotkałem strzelca, co teraz rozmawia tam z naszym śpiewakiem! zna on wszystkie ścieszki, wszystkie zakąty w lesie; uprosiłem go, żeby nas wyprowadził na miejsce, gdziebyśmy przynajmniej bezpiecznie do świtu czekać mogli.
— Czy on jest sam jeden? — zapytał Indyanin złą angielszczyzną, wlepiając w majora jaskrawe swe oczy.
— Sam i... jeden! — zacinając się odpowiedział Hejward nie wyćwiczony w szkole obłudy; — nie, Magua, nie sam jeden... my z nim jesteśmy.
— Jeżeli tak, Chytry Lis pójdzie sobie; — rzecze dziki z krwią najzimniejszą, podnosząc mały tłomoczek leżący u nog jego, — i twarze.