Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/108

Ta strona została przepisana.

zawołał: łotr ten musiał gdziekolwiek ukryć się aa drzewo, i możemy jeszcze go schwytać. Nie jesteśmy bezpieczni, póki on wolny.
— Pan chcesz żeby obłoki wiatr dognały? — odpowiedział strzelec z niechęcią. — Zaledwo posłyszałem, że zbójca nakształt czarnej żmii śliźnie się po liściach, aż patrzę, już tę sosnę pomija: strzeliłem tylko na los szczęścia, i chybiłem. Ale gdyby i ktokolwiek inny, nie ja sam, teraz strzelał, powiedziałbym zawsze, że się dobrze złożył. Nikt mi nie zaprzeczy: mam wprawę i doświadczenie. Proszę spojrzeć na liście tego sumaku: wszakże czerwone, chociaż jeszcze nie pora im czerwienieć.
— To krew! krew Magui! Trafiony: może i upadł o kilka kroków dalej.
— Nie, nie, nie myśl Pan tak; drasnąłem go tylko i dla tego pobiegł jeszcze prędzej. Kiedy kula tylko rozdziera skórę, jest wtenczas tem, co ostroga dla konia; ale kiedy dostaje się do wnętrzności, każdy żwierz,