Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/114

Ta strona została przepisana.

nim, i kiedy wyszli na ścieszkę, gdzie kobiéty czekały równie z niecierpliwością jak obawą, doniosł im pokrótce o warunkach ułożonych przez nowego przewodnika, wystawując przy tém potrzebę milczenia i baczności, żeby w razie nagłego przestrachu nie wydać najmniejszego głosu.
Przestroga ta sama przez się zdolna byłaby zatrwożyć lękliwe kobiéty, gdyby mężna ufność Hejwarda i może sam rodzaj niebezpieczeństwa nie dodały im odwagi. Usposobione zatém, przynajmniej jak same sądziły, do wytrzymania niespodzianych doświadczeń, na jakie co chwila narażone bydź mogły, bez najmniejszej odpowiedzi, bez najmniejszej zwłoki pozskakiwały z siodeł i kiedy Hejward prowadził lozne konie, spokojnie szły obok niego aż do brzegu rzeki, gdzie już strzelec z Mohikanami i śpiewakiem psalmów, czekał na nich.
— Cóż teraz zrobić z temi stworzeniami, niememi? — zapytał strzelec, który jak się