Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/115

Ta strona została przepisana.

zdawało, sam jeden przyjął obowiązek kierować całą gromadą. — Pozarzynać je i powrzucać do rzeki, nie mało jeszcze zajęłoby czasu; zostawić tutaj, byłoby to oznajmić Mingom, że i Panów nie daleko mają szukać.
—.Zarzuć im cugle na karki i przepędź w las, — rzecze major.
— Nie, lepiej zamydlić oczy tym zbojcom i dać niby do zrozumienia, że jeżeli chcą dognać swą zdobycz muszą biedź tak prędko jak konie. Ach Szyngaszguk! coż tam słyszę w krzakach?
— To te licho, zrzebię przybiega.
— Trzeba żeby nie biegało więcej, — rzecze strzelec chwytając je za grzywę, i gdy się mu wyniknęło, Unkas, — zawołał — puść strzałę!.
— Poczekaj! — krzyknął z całej siły właściciel skazanego na śmierć zrzebięcią, niezważając bynajmniej że inni starali się mówić jak najciszej. — Zostaw w życiu płód mojej Miriam, jest to piękny owoc wiernej