Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/118

Ta strona została przepisana.

nynaiącej fale. Major ślepo był posłuszny skinieniom przewodnika, a ten raz zbliżał się drugi raz oddalał się od brzegu, w miarę jak chciał uniknąć miejsc nadto płytkich dla czółna, lub nadto głębokich dla człowieka, często zatrzymując się srzód martwej ciszy, której jeszcze większą wspaniałość nadawał co raz bliższy łoskot wodospadu, słuchał z natężeniem, czy jakikolwiek głos nie wychodzi z uśpionych lasów. Kiedy wprawna jego zmysły zapewniły, że wszystko spokojne i żaden znak nie zapowiada zbliżania się grożących nieprzyjaciół, powoli i ostróżnie w dalszą puszczał się drogę.
Przybyli wreszcie na miejsce, skąd baczne oko majora postrzegło kilka czarnych przedmiotów na wierzchołku tak wzniosłego brzegu, że w jego cieniu niknęła rzeka. Nie wiedząc czy miał postępować dalej, wskazał towarzyszowi palcem powod swojej trwogi.
— Widzę, widzę, spoykojnie odpowiedział strzelec; Indyanie z wrodzoną sobie