Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/130

Ta strona została przepisana.

Sam tylko nauczyciel śpiewu zdawał się obojętnym na wszystko co się koło niego działo. Usiadłszy na kawałku skały oddał się rozpamiętywaniu, jak z częstych westchnień wnieść można było, nie miłemu bardzo. Wkrótce dał się słyszeć szmer głuchy podobny do głosu kijku osób rozmijających w głębi ziemi, a zaraz i blask nagły uderzając oczy podróżnych, odkryj im tajne kryjówki.
Pod skałą, w końcu głębokiej jaskini która patrzącym wciąż przy szczególnym sposobie oświecenia wydawała się jeszcze dłuższa, siedział strzelec z zapaloną gałęzią sosnową w ręku. Mocny blask padając prosto na jego twarz ogorzałą i ubiór szczególniejszy, nadawał coś malowniczego widokowi człowieka, którego odzież nie zwykła, tęgość członkow żelazna prawie, i rysy w dziwnej mięszaninie kolejno wyrażające rostropność, czujność i prostactwo, przy świetle dnia nawet, zwróciłyby oczy,