Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/143

Ta strona została przepisana.

bacznemi na osobliwości miejsca gdzie potrzeba zmusiła szukać przytułku. Ponieważ jednak w końcu tych przerw częstych, żadna nie następowała uwaga, niespokojność zrodzona przez nie, niknęła zaraz.
— No przyjacielu! — rzecze Sokole Oko wyciągając z pod liści nie wielką beczułkę i obracając się do śpiewaka, który siedząc przy nim, oddawał zupełną sprawiedliwość jego umiejętności kucharskiej: — skosztuj mojego piwa jałowcowego; wybije ci ono przynajmniej z głowy to nieszczęśliwe zrzebię i umorzy troski. Do WPana, niech żyje lepsza między nami przyjaźń; spodziewam się że za lada potomstwo końskie nie poróżniemy się z sobą. Jak się nazywasz?
— Gamma, Dawid Gamma, — odpowiedział psalmista, machinalnie otarłszy wprzód sobie gębę wierzchem ręki, żeby przygotować się do utopienia trósków w trunku, którym miał bydź poczęstowany.
— Bardzo piękne nazwisko, — rzecze strze-