Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/159

Ta strona została przepisana.

pilnie, jak ten, czyje życie częstokroć polega na bystrości jego słnchu. Nie masz żadnego zawycia pantery, ładnego gwiźnienia przedrzeżniacza, żadnej szatańskiej sztuki Mingów, któreby mię oszukać potrafiły. Słyszałem jęk lasów podobny do jęku cierpiącego człowieka, słyszałem trzask piorunu walącego się w powietrzu jak cała puszcza, kiedy połyskał widłowaty płomyk, a nigdy nie pomyśliłem, żeby to było co innego, jak tylko to, co podobało się uczynić temu, który wszystko stworzone trzyma w swém ręku. Lecz ani Mohikanie, ani ja, człowiek biały bez najmniejszej krwi mieszaniny, nie możemy wytłumaczyć tego krzyku, co dopiéro w tak krótkim czasie powtórzył się dwa razy. Sądziemy zatém, że to jest znak zesłany dla naszego dobra.
— Rzecz dziwna! — zawołał major, biorąc pistolety z kąta jaskini, gdzie wszedłszy był je położył; — ale czy to jest znak pokoju czy, hasło wojny, powinien zwrócić naszę uwa-