Strona:PL Kuper - Ostatni Mohikan.djvu/162

Ta strona została przepisana.

konia napadł jaki źwierz drapieżny, albo on znajduje się w niebezpieczeństwie z którego wydobydź się nie ma sposobu. W jaskini nie mogłem poznać tego głosu; ale na otwarłem powietrzu pewno się nie mylę.
Strzelec i jego dwaj towarzysze słuchali tego objaśnienia z ciekawością radośną, jakiej się doświadcza, kiedy nowe myśli rozpędzają dawne daleko mniej przyjemne. Obadwa dzicy wydali w swoim języku okrzyk podziwienia i radości, a Sokole Oko po chwili namysłu odpowiedział majorowi:
— Nie mogę zaprzeczyć temu co pan mówisz, bo nie wiele chodziłem koło koni, chociaż jest ich dosyć w kraju gdziem się urodził. Bydż może, że gromada wilków weszła na skałę wznoszącą się nad końmi i biedne stworzenia wzywają pomocy ludzkiej jak mogą. — Unkas, weź łódkę, podpłyń w dół rzeki i rzuć rozżarzoną głównie między tę bandę zbójecką, bo czego wilk niedokaże, to przestrach uczynić może i ju-